VERTICAL

czwartek, 16 października 2014

Trippa, czyli Florencja na talerzu!

Trippa, czyli Florencja na talerzu!


Nie można pojechać do Florencji i nie skosztować tutejszych flaków, czyli trippy! Kiedyś byłam przekonana, że to danie typowo polskie, Włosi natomiast myśleli podobnie, że takie rzeczy to tylko u nich! Zaskoczenie obopólne i wymiana przepisów nastąpiła zaraz potem. 
O ile w Polsce flaczki przygotowuje się generalnie na jeden sposób (oczywiście przepisy mogą się ciut różnić, ale zasada i smak będą podobne), o tyle w Toskanii sposobów będzie kilka, każdy doskonały. Ja miałam okazję zjeść trippę w pomidorach i taką dziś Wam prezentuję, tę najbardziej klasyczną, potem w sosie cytrynowym, ale przepisu na nią jeszcze nie zgłębiłam, tak czy inaczej smak był genialny i na koniec chyba moja ulubiona trippa na zimno w formie sałatki, rownież czeka na przetestowanie w mojej kuchni.





ok. 1 kg  flaków (zapewne będzie już po pierwszej obróbce, obgotowana)

dwie małe szalotki
ząbek czosnku
2 marchewki 
łodyga selera naciowego
kieliszek białego wina
pół litra rosołku (około, tyle ile będzie trzeba)
przecier pomidorowy (kubeczek)
masło, 
oliwa
sól, pieprz, peperoncino
starty parmezan do posypania




Na patelni rozgrzewamy pół na pół - masło i oliwę, wrzucamy pokrojoną cebulkę i czosnek. Potem nóżkę selera naciowego i marchewkę (drobno pokrojone). 


Chwilę wszystko podsmażamy i dodajemy trippę (pokrojoną w paseczki - zapewne będzie już po pierwszej obróbce, kupiona lekko obgotowana). Podlewamy kieliszkiem wina, zamieszamy i czekamy aż odparuje. 


Potem dodajemy pomidory, mieszamy, czekamy aż sos się zredukuje doprawiamy solą, pieprzem i peperoncino. Przykrywamy i zostawiamy na wolnym ogniu. W miarę odparowywania płynu uzupełniamy wodą lub rosołkiem. Na koniec przed podaniem posypujemy startym parmezanem. 
Ostrożnie, żeby nie przesadzić z warzywami i sosem pomidorowym i nie pokryć smaku trippy. Oczywiście ile osób tyle smaków, ktoś woli ostrzejszą ktoś łagodniejszą, ktoś więcej marchewki, inny tylko trochę, przetestujcie i dopasujcie przepis do waszego podniebienia. Smacznego!:)
Słówko już padło - TRIPPA czyli FLACZKI

niedziela, 12 października 2014

Czerwone pesto improwizowane

Czerwone pesto improwizowane



Uwielbiam włoską kuchnię między innymi za to, że czasem przygotowanie obiadu trwa tyle co ugotowanie makaronu. Warto mieć w lodówce sosy, które odpowiednio przechowywane wytrzymują nawet kilka tygodni i w razie potrzeby wyciągnąć słoik, zamieszać, zetrzeć parmezan i gotowe. 
Wszyscy zapewne znają pesto alla genovese - u nas to jedno z ulubionych dań Mikołaja, ja jednak wolę pesto czerwone na bazie suszonych pomidorów. Przepisów na jego wykonanie będzie pewnie tyle ilu kucharzy i każdy ma swój wypróbowany sposób. Ja mój wlasny ostatnio zmodyfikowałam, a natchnęło mnie do tego Ziarenkowo, które podesłało mi kilka paczuszek z różnymi aromatycznymi mieszankami ziaren. 


Potrzebne są: 
słoik suszonych pomidorów w oliwie (moje były swojskie, zrobione przez mamę znajomego z Puglii)

ząbek czosnku

pół szklanki startego parmezanu

pół szklanki mieszanych ziaren (u mnie był to: słoneczik, dynia, konopia) 

oliwa



Wkładamy wszystko do miseczki/ blendera i miksujemy. Dolewamy oliwę z pomidorów + świeżą jeśli trzeba. Tak przygotowane pesto mieszamy z ugotowanym al dente makaronem u mnie zwykle są to spaghettini, posypujemy parmezanem i gotowe. Takie pesto można wykorzystać też do mięs czy grzanek. Pamiętajcie, żeby przechowywać zawsze pokryte oliwą, w ten sposób nie zapleśnieje i awaryjny obiad będzie zawsze pod ręką.



Podziekowania serdeczne dla Ziarenkowa, wkrótce wypróbuję inne mieszanki. 

Słówko na dziś to: SUSZONY - po włosku SECCO (wym. sekko)

środa, 1 października 2014

Marmolada o smaku vin brulè

Marmolada o smaku vin brulè


Witajcie po dłuższej przerwie. Postaram się szybko nadrobić zaległości spowodowane brakiem czasu i podzielić się przepisami na nowe smakołyki. Tym czasem przenoszę stary przepis z Kamiennego Domu do Kuchni, który świetnie wpisuje się w październikowe klimaty. 


We wrześniowym numerze La cucina italiana znalazłam kilka przepisów na ciekawe konfitury. Hitem naszym domowym stała się konfitura brzoskwiniowo waniliowa. Teraz postanowiliśmy wypróbować inny przepis, tym bardziej, że cantina, po ostatnich zakupach w naszym "warzywniaku" zastawiona była śliwkami i należało je jak najszybciej spożytkować. Przepis trochę zmodyfikowałam, żeby był bardziej w naszym guście:)

Potrzebne będą: 
około 5kg śliwek jak na zdjęciu
1,5 kg cukru trzcinowego
pół litra wina czerwonego
kawałek imbiru
ok. 10 goździków
2 laski cynamonu

Śliwki myjemy, drylujemy i kroimy na kawałki. Wkładamy do gara, w którym będziemy je gotować, zasypujemy cukrem, dodajemy goździki, cynamon i imbir pokrojony na grubsze kawałki. Tak zostawiamy żeby odpoczęły, na mniej więcej godzinę. Warto w międzyczasie kilka razy przemieszać, żeby się zapachy dobrze połączyły. Po tym czasie stawiamy na ogniu i doprowadzamy do wrzenia. Po około 20 min dolewamy wino. Tak musi się gotować na wolnym ogniu około godziny. 

idealna też do racuchów

W przepisie nie było o tym mowy, ale ja po tym czasie zmiksowałam, żeby konfitura była jednolita. Wcześniej należy wyjąć imbir i cynamon. Kiedy konsystencja zrobi się syropowo - żelowa, przekładamy marmoladę do wygotowanych słoików, zakręcamy i stawiamy pokrywką do dołu. Zostawiamy tak słoiki na 24 godziny. I gotowe! Smak ... obłędny! Gwarantuję!!! Jeden słoik zjedliśmy z racuchami nim konfitura zdążyła wystygnąć:))) 
Polecam również jako dodatek do deski serów! Też wypróbowane!

Od tego wpisu dodaję nowość - włoskie słówka z tematyki kuchennej. 
Na początek ŚLIWKA czyli po włosku PRUGNA (wym. prunia) 

Obsługiwane przez usługę Blogger.